Krzysztof Lewandowski
Demokracja z o.o.

To, co od razu nasuwa się podczas lektury książki Joela Bakana “Korporacja”, wydanej w świetnym przekładzie Pawła Listwana przez wydawnictwo LEPSZY ŚWIAT, to przede wszystkim zadziwiająca zbieżność rewolucji monetarnej - jaka miała miejsce w XVII w. - z rewolucyjnymi regulacjami w zakresie prawa korporacyjnego.

Rewolucja w prawie korporacyjnym doprowadziła do zdjęcia z właścicieli korporacji cywilnej odpowiedzialności z tytułu prowadzenia biznesu.

Ograniczona odpowiedzialność korporacji, oznaczająca w praktyce nieograniczoną amoralność, doprowadziła do usankcjonowania i zaaprobowania zbiorowej psychopatii, ucieleśnionej w korporacji, dającej prawny priorytet zyskowi przed społecznym dobrem. Przykładów tej patologii znajdziemy w “Korporacji” wiele.

Od czasu jej powołania do istnienia, porównywalnego do wskrzeszenia Frankensteina, w historii nie spotykamy się już z indywidualnym, psychopatycznym chciwcem, którego można by poznać z imienia, a tylko z prawnie usankcjonowaną i wyniesioną na piedestał psychopatią zbiorową pod postacią powszechnie akceptowanych spółek giełdowych, czyli korporacji. Przypomina to wyniesienie złotego cielca na ołtarze.

Przeciwwagą dla spółek giełdowych, które w krótkim czasie - od kiedy stały się ograniczone w odpowiedzialności - wzrosły w potęgę, miały być państwa modelu demokratycznego, stwarzające prawne i policyjne ramy działania dla patologicznej osobowości korporacji.

Niestety, państwo okazało się za słabe do pełninia tej roli, gdyż patologia korporacji znalazła rychłe wsparcie ze strony sektora nowo rodzącej się bankowości. Zaledwie 9 lat od powstania korporacji z ograniczoną odpowiedzialnością, co miało miejsce w 1685 roku, utworzono w Londynie Bank Anglii z ograniczoną odpowiedzialnością, oparty na częściowej rezerwie bankowej. Od tego czasu rosnąca masa kredytu znajdowała zabezpieczenie już tylko w majątku nieruchomym i produkcyjnym, którego w czasach kryzysów z reguły nie było jak upłynnić. Rezerwy banku centralnego z ograniczoną odpowiedzialnością przestały więc mieć wymiar realnego zabezpieczenia banku na wypadek kryzysu. Stały się kamuflażem pustych skarbców.

Amoralne i bezduszne korporacje, wspierane przez banki, są dużo bardziej bezwzględne w troszczeniu się o własny rozwój, niż skrępowane moralnością konstytucyjną państwa i rządy, mające z założenia kierować się dobrem obywateli. Stąd też zapewne biorą się “sukcesy” korporacji we wszelkiego rodzaju walkach konkurencyjnych, wymagających bezwzględnego, a nawet okrutnego traktowania pracowników bądź przyrody.

Z okrucieństwem i bezwzględnością korporacji spotykamy się zarówno w lasach tropikalnych, jak i w centrach wielkich miast bogatej części świata. Fabryki wyciskające pot z imigrantów i dzieci można spotkać zarówno w Tajlandii, jak i w Nowym Jorku, gdyż są wykwitem korporacyjnego prawa, nakładającego na menedżerów obowiązek wyciskania z pracowników tyle, ile się da.

Rosnąca świadomość społeczna na temat mechanizmów korporacyjnego stylu bycia, zagrażającego już nie tylko gatunkom roślin i zwierząt, ale całej ludzkości, zmusza korporacje do przebierania się w coraz to nowe kostiumy i ukrywania przed społeczeńswem własnej patologicznej natury, zapisanej w obowiązującym prawie.

W ostnich latach swoistą karierę, także w Polsce, robi ruch przebierania wilka w owieczkę, występujący pod szyldem “społecznie odpowiedzialnego biznesu”. Ruch ten jest zainicjowany i sponsorowany właśnie przez największe i najbardziej agresywne korporacje i ma na celu sprawienie wrażenia, że korporacje mają inny priorytet, niż maksymalizacja zysku akcjonariuszy.

Trzy lata temu byłem w Warszawie na spotkaniu tej szczególnej “sekty reklamowej” i na własne uszy słyszałem od przedstawiciela Banku Światowego, że celem działań ruchu społecznej odpowiedzialności w biznesie jest poprawa wizerunku korporacji w oczach społeczeństwa.

W ślad za podobnymi deklaracjami idą duże pieniądze, a także normy i regulacje prawne, które mają uwikłać społeczną świadomość w jeszcze jeden fantom, pozór - mit o jej humanistycznym obliczu - podczas gdy celem działań korporacji jest wyłącznie zysk akcjonariuszy. Tak mówi prawo. Pozór odpowiedzialności służy więc zaciemnianiu obrazu psychopatologicznej natury korporacji i utrzymaniu status quo ich dominacji nad rządami.

Na co dzień ta dominacja przejawia się w tym, że rządy angażują się aktywnie w obronę korporacji przed obywatelami. Konstytucyjnie mają jednak bronić interesów obywateli, stąd dylemat, będący źródłem wszechobecnej korupcji.

To etyczne rządy i obywatele prowadzą dziś wojny w zastępstwie aetycznych korporacji, które chowają się w ich cieniu. Za korporacjami z kolei chowają się wąskie elity ich akcjonariuszy, zwolonionych z wszelkiej odpowiedzialności za negatywne działania ich przedsiębiorstw o wielkim zasięgu i oddziaływaniu. Filozofię tę nazywa się terminem “eksternalizowania kosztów”, czyli faktycznie przerzucania tych kosztów na społeczeństwo. Szczególnym przykładem eksternalizowania kosztów są wojny. W istocie to korporacje rękami rządów prowadzą dziś wojny o surowce i rynki zbytu, na koszt podatników.

Bez państwowej ochrony prawnej i policyjnej psychopatyczne twory korporacyjne nie mogą istnieć. To jedyny pocieszający wniosek z lektury “Korporacji”.

Wypieranie państwa przez korporacje z tradycyjnych obszarów jego działania jest szeroko obserwowanym zjawiskiem. Państwo wycofuje się ze sfery pomocowej i wzmacnia swoje funkcje represyjne. Ludzie poddają się jednak państwowej przemocy, o ile coś w jej wyniku zyskują – opiekę, ochronę. Gdy państwo nic nie daje, a staje sie wyłącznie żołnierzem, policjantem oraz organem podatkowym, takie państwo wcześniej czy później traci swoją legitymizację i upada.

Po lekturze “Korporacji”, którą gorąco polecam, wiemy już, że wraz z nim upada też korporacja.